2016-11-30

Hong Kong!


Brałam udział w 4 workcampach, także koordynowałam 3 w Polsce, ale najbardziej zapadł mi w pamięć ten z Hong Kongu. Mieliśmy tam wiele trudności do pokonania – zakwaterowanie, wolontariusze z Indii praktycznie nie mówiący ani słowa po angielsku, wiecznie nic nie wiedzący o planie na następny dzień koordynator, a nawet tajfun! Ale poznałam tam wspaniałych ludzi, a dwoje z nich stało się wręcz moją rodziną.

Oto nasza workcampowa ekipa: Koordynator Sam i jego żona Pat, Sarah, wolontariuszka IVS z Niemiec poniekąd zastępująca nam koordynatora, Lorie z Belgii, Khesav i Manoj z Indii, Emily z Grecji, Alberto z Hiszpanii zwany przez nas „the good abuelo”, Manú zwany „italian abuelo”, Cory  Belgii uważany przez większość dzieciaków za mojego brata bliźniaka, nasz nie zastąpiony Billy, Weasley oraz Jessie, którzy zawsze służyli pomocą przede wszystkim w tłumaczeniu, Asia czyli druga Polka z projektu, Katya z Rosji która w razie potrzeby tłumaczyłyśmy z polskiego o ile to było możliwe, i najważniejsza dla mnie dwójka – mój meksykański brat Juanito i włoska siostra Amanda, bez nich ta przygoda nie byłaby taka sama. Miałam wielkie szczęście, że ich poznałam.
Pracowaliśmy jako „human library” w szkołach, opowiadając dzieciom o naszych krajach. Młodsze nie znały angielskiego, więc zdjęcia były podstawą naszej rozmowy, a starsi nie chcieli nas wypuścić ze szkół dopóki nie zrobili sobie zdjęcia ze wszystkim blond Europejczykami. Chyba jeszcze nigdy w życiu nie byłam na tylu zdjęciach jednego dnia! Szczególnie ostatniego dnia warsztatów na kampusie Chinese University of Hong Kong gdy razem z Włoszką ubrałyśmy się w chińskie sukienki.

Organizacja w kwestii zakwaterowania pozostawiała wiele do życzenia… Część wolontariuszy nie miała gdzie spać, rekordem było 14 osób i tylko 6 łóżek. W takich sytuacjach współpraca to podstawa, więc musieliśmy sobie jakoś poradzić.  Staliśmy się też mistrzami gotowania z niczego, szczególnie ja i Manú z Włoch, włoska pasta na różne sposoby gotowa w mgnieniu oka. Przez to i także moją znajomość języka włoskiego zyskałam ksywkę „polish italian”. Wolontariusze z Indii byli nie lada wyzwaniem dla reszty grupy, zazwyczaj po prostu nie wiedzieliśmy o co im chodzi i odnosiliśmy wrażenie, że nie rozumieją nic co się do nich mówi, więc było kilka śmiesznych sytuacji z ich udziałem, jak odpowiedź jednego z nich na pytanie co najbardziej zapamięta z workcampu – „Beautiful pictures of India”.

Przez tajfun utknęliśmy na cały dzień w naszym hostelu, a był to nasz dzień wolny od pracy, i nie mogliśmy wyjść z budynku. Aczkolwiek, zanim tajfun osiągnął stopień 7 mogliśmy wyjść by wrócić od razu gdy dowiemy się, że osiągnął ten stopień, bo MTR przestanie jeździć w przeciągu 2 godzin i nie będzie powrotu. Tak więc, razem z Amandą i Juanito wybraliśmy się do Hong Kong Parku do którego nie mogliśmy znaleźć wejścia i zanim je znaleźliśmy musieliśmy już wracać.

Nauczyliśmy się wielu nowych rzeczy, jak na przykład tradycyjnej chińskiej kaligrafii, podstawowych zwrotów po kantońsku, jak się targować na Ladies Market i jak nie zabłądzić w labiryncie przejść przez budynki w centrum miasta. Zobaczyliśmy wiele pięknych miejsc jak Big Buddah na Lantau Island a nawet kilkoro z nas wybrało się na wycieczkę do Macao.


Pomimo wszystkich trudności był to zdecydowanie jeden z lepszych projektów w jakim uczestniczyłam. Niezapomniana azjatycka przygoda razem z dwójką nowych najlepszych przyjaciół.

Pozdrawiam z Dublina,
Dominika Dąbek

2016-11-29

Odkurzamy bloga!

Byłaś/eś z nami na workcampie? Prześlij nam opis swoich doświadczeń, napisz czy i co workcamp zmienił w Twoim życiu, dołącz kilka zdjęć i prześlij na monika@jedenswiat.org.pl Najciekawsze wpisy nagrodzimy niespodziankami! Czekamy!