2017-10-31


Heart of taiga

Republika Komi. Syktywkar. Yugyd Va. Ilu z was zna te nazwy? Ręka w górę. Jeszcze parę miesięcy temu, ja też nie znałam a okazały się być miejscami, w których spędziłam dwa najciekawsze tygodnie mojego życia.
Na workcamp „Heart of taiga” trafiłam zupełnie przypadkiem w wyszukiwarce. Miałam urlop zarezerwowany na pierwsze dwa tygodnie lipca i szukałam jakiegoś wyjazdu związanego z przyrodą. Wahałam się między Portugalią, Islandią a Rosją właśnie. Ostatecznie stwierdziłam, że jak jechać to na całego. Gdzie będę miała możliwość tak siebie sprawdzić jak nie ponad 3000 km od domu w dziewiczej tajdze bez dostępu do telefonu i internetu?


Podróż życia rozpoczęłam od dwóch lotów: Warszawa – Moskwa i Moskwa – Syktywkar, gdzie spotkałam się z resztą uczestników workcampu: Amandą i Sarą z Irlandii, Damiano i Davido z Włoch, Woo i Yun z Korei Południowej, Katrii z Finlandii, Mar z Katalonii i naszą jedyną tłumaczką, koordynatoerm Svetlą z Rosji. Kolejno przemieściliśmy się pociągiem (takim samym jak słynna kolej transsyberyjska) do Uchty a następnie autobusem do Vuktylu. Z tego miasteczka pośrodku niczego, do którego dostęp dwa razy w roku jest odcięty na około tydzień w zależności od stanu rzeki, założonego 50 lat temu na potrzeby obsługi gazociągu, wyruszyliśmy w ostatni etap podroży: samochodami do samego serca parku narodowego Yugyd Va wpisanego na listę narodowego dziedzictwa UNESCO. 


Drużyna w pełnej gotowości

Podczas workcampu spłynęliśmy 120 km rzeką Pechorą, po drodze zatrzymując się na campingach, sprzątając je, kosząc i grabiąc trawę czy odmalowując izby. Praca nie była ciężka a gdy zabierało się za nią 10 osób to szła raz dwa. Wolny czasu poświęcaliśmy na międzynarodowe rozmowy, inicjowaniu dyskusji (http://edytazajac.pl/2016/09/100-pytan/ polecam!), graniu w Mafię, dbaniu ogólnie o dobre relacje w grupie, kąpielach w bani, organizowaniu sobie jedzenia czy odganianiu się od wszędobylskich komarów

Przygotowuję karmel ze skondensowanego mleka


Lokalizacja była główną zaletą tego workcampu, nie sądzę, żeby dało się dotrzeć do tego parku narodowego na własną rękę. A cóż to było za piękne miejsce! Soczysta zieleń, krystalicznie czysta woda i lekkie świeże powietrze. Zaskoczyły mnie białe noce, nie wiedziałam, że jesteśmy wystarczająco daleko na północ, żeby ich doświadczyć. Robiły niesamowite wrażenie a w dodatku czyniły campingowanie bardzo prostym. A cisza i świadomość, ze w odległości nie wiadomo nawet ilu kilometrów nie było żadnego człowieka była niesamowicie oczyszczająca.

Spójrzcie na to niebo!
  

Na tą zieleń!
Po pobycie w tym unikatowym miejscu, miałam refleksję, że gdyby każdy raz na jakiś czas zaszył się w takiej głuszy to nie sposób nie nabrać dystansu, innej perspektywy, spokoju, cierpliwości i wyrozumiałości w stosunku do naszego codziennego życia, skutkującym w szczęście i wdzięczność z tego, co się ma. A mniej goryczy w ludziach przełożyłoby się na przyjemniejsze i bardziej zgodne obcowanie z sobą. Dodatkowo, na workcampy jeździ cudowny typ osób, miłych, uczynnych, otwartych, szczodrych, zabawnych, ciekawych świata, niewymagających, nienarzekających, także przebywanie z nimi przez podczas takiego wyjazdu przywraca wiarę w ludzkość (lub ją umacnia w zależności od własnych doświadczeń).

Najspokojniejsze miejsce pod słońcem a właściwie pod księżycem


50 kilometrów do Uralu
Smak herbaty, kiedy czekasz godzinę na zagotowanie się wody; wygrzewanie się w bani a potem wskakiwanie do zimnej rzeki po całym dniu trekkingu; odkrywanie, że ludzie z każdego zakątka świata są w gruncie rzeczy bardzo podobni do Ciebie i mają takie same problemy, radości i marzenia, te wszystkie uczucia są bezcenne, ale absolutnie bezcenne to uczucie spełnionego marzenia. Do Polski wróciłam szczęśliwa, spełniona i zainspirowana. Już nie mogę się następnego workcampu!




Ola Pogoda
w razie jakichkolwiek dodatkowych pytań zachęcam do kontaktu aleksandra.m.pogoda@gmail.com
podróżującym do Rosji polecam książkę Jacka Mateckiego „Co wy, …, wiece o Rosji?!”


2017-10-26

AvantGarde Fashion Show – Finlandia
Moda awangardowa była tematem przewodnim mojego pierwszego workcampu, który odbył się w dniach 20.08.-30.08.2017, w Forssie. Niczego nie oczekiwałam – nie wiedziałam, czego mogę się spodziewać, byłam raczej pełna obaw i trochę zestresowana. Jak się okazało, zupełnie niepotrzebnie.
Naszym głównym punktem był niewielki domek nad jeziorem, w miejscowości Tammela. To tam czekała już dość duża ekipa: dwóch campleaderów z Finlandii i iście międzynarodowa grupa workcampowiczów: z Tajwanu, Jemenu, Pakistanu, Rosji, Czech oraz Węgier. Łącznie było nas aż 13 osób. Pomimo pięknego otoczenia dom miał jedną zasadniczą wadę – toaleta znajdowała się w osobnym budynku i… nie było prysznica. Jednak to nas nie zniechęciło – dwa razy odwiedziliśmy pływalnię w Forssie, a w pozostałe dni korzystaliśmy z sauny.


Pierwsze dwa dni były poświęcone na integrację: braliśmy udział w warsztatach, podczas których dowiedzieliśmy się jak możemy wykorzystać plastikowe butelki oraz puszki, a wieczorem do Tammeli przyjechali wszyscy, którzy byli zaangażowani w organizację AvantGarde Fashion Show. Jednak trzeciego dnia trzeba było zabrać się do pracy.
Zaczęliśmy od przygotowania dekoracji – malowaliśmy płyty OSB, a następnie, według własnego pomysłu i za pomocą gwoździ i włóczki, ozdabialiśmy je. 

Spotkaliśmy się także z uczniami pobliskich szkół – z młodszymi dziećmi na farmie Elonkierto robiliśmy strachy na wróble, następnie dzieciaki wypytywały nas o to, jak się żyje w naszych krajach oraz opowiadały o zwierzętach, które były na farmie. Przedostatni dzień spędziliśmy z młodzieżą w Tammeli, którą uczyliśmy naszych języków ojczystych.
26 sierpnia odbyło się wielkie show, czyli pokaz mody. Wśród modeli i modelek znaleźli się także nasi workcampowicze, a pozostali witali gości, którzy przyszli podziwiać stroje stworzone przez projektantów z Finlandii, Francji, a także z Chin. Zmęczeni, późnym wieczorem, wróciliśmy do Tammeli. 

Jednak nie samą modą (i pracą!) człowiek żyje. Późnymi popołudniami chodziliśmy do sauny, a następnie kąpaliśmy się w jeziorze, rozpalaliśmy ogniska i zajadaliśmy się kiełbaskami. Wieczorami opowiadaliśmy o zwyczajach, jakie panują w naszych krajach oraz uczyliśmy siebie nawzajem naszych języków. Był to również czas, kiedy każdy mógł opowiedzieć o wrażeniach z danego dnia. Koniec końców, nadszedł 30 sierpnia i czas pożegnania – nikt nie krył wzruszenia, ponieważ w ciągu tych kilku dni staliśmy jedną wielką rodziną.
Więcej zdjęć można znaleźć na stronie: http://www.facebook.com/avantgardefashionshow, natomiast krótki film z pokazu można obejrzeć tu: https://www.youtube.com/watch?v=vwEOKl9Qjk8&feature=share.
Agnieszka Łuczak