

Pracowaliśmy jako „human library” w szkołach, opowiadając dzieciom o naszych krajach. Młodsze nie znały angielskiego, więc zdjęcia były podstawą naszej rozmowy, a starsi nie chcieli nas wypuścić ze szkół dopóki nie zrobili sobie zdjęcia ze wszystkim blond Europejczykami. Chyba jeszcze nigdy w życiu nie byłam na tylu zdjęciach jednego dnia! Szczególnie ostatniego dnia warsztatów na kampusie Chinese University of Hong Kong gdy razem z Włoszką ubrałyśmy się w chińskie sukienki.
Organizacja w kwestii zakwaterowania pozostawiała wiele do życzenia… Część wolontariuszy nie miała gdzie spać, rekordem było 14 osób i tylko 6 łóżek. W takich sytuacjach współpraca to podstawa, więc musieliśmy sobie jakoś poradzić. Staliśmy się też mistrzami gotowania z niczego, szczególnie ja i Manú z Włoch, włoska pasta na różne sposoby gotowa w mgnieniu oka. Przez to i także moją znajomość języka włoskiego zyskałam ksywkę „polish italian”. Wolontariusze z Indii byli nie lada wyzwaniem dla reszty grupy, zazwyczaj po prostu nie wiedzieliśmy o co im chodzi i odnosiliśmy wrażenie, że nie rozumieją nic co się do nich mówi, więc było kilka śmiesznych sytuacji z ich udziałem, jak odpowiedź jednego z nich na pytanie co najbardziej zapamięta z workcampu – „Beautiful pictures of India”.

Nauczyliśmy się wielu nowych rzeczy, jak na przykład tradycyjnej chińskiej kaligrafii, podstawowych zwrotów po kantońsku, jak się targować na Ladies Market i jak nie zabłądzić w labiryncie przejść przez budynki w centrum miasta. Zobaczyliśmy wiele pięknych miejsc jak Big Buddah na Lantau Island a nawet kilkoro z nas wybrało się na wycieczkę do Macao.
Pomimo wszystkich trudności był to zdecydowanie jeden z lepszych projektów w jakim uczestniczyłam. Niezapomniana azjatycka przygoda razem z dwójką nowych najlepszych przyjaciół.
Pozdrawiam z Dublina,
Dominika Dąbek