Dziennik z projektu w Finlandii nadesłany na konkurs na wspomnienie z workcampu w listopadzie 2012.
28.06.2012 r.
Dzisiaj spełnię swoje marzenie. Wsiądę do samolotu i polecę, hen
wysoko, do mojej ukochanej Finlandii. Nie jestem pierwszą osobą, który się tam
wybiera, wielu ludziom nawet przez myśl nie przejdzie, żeby to właśnie kraj
tysiąca jezior obrać za cel swojej podróży.
A jednak mam wrażenie, że spotyka mnie coś niezwykłego. Wszystko wokół
mnie, Złote Tarasy i Dworzec Główny w Warszawie, zdaje się być teraz szare i do bólu
zwyczajne...
W samolocie.
Pilot jest Finem i przywitał
mnie (oraz dwudziestu kilku innych pasażerów) po fińsku. Usłyszeć ten piękny
język na żywo - bezcenne.
Cała załoga posługuje się
językiem elfów. Jestem w niebie... Dosłownie. Spoglądając przez okno widzę jedynie chmury.
Wiem, że jeszcze na to za wcześnie, w końcu niecałe pół godziny temu samolot
wystartował, ale ja wciąż mam wrażenie że gdzieś, pomiędzy tymi obłoczkami,
widzę już Helsinki.
W Helsinkach.
Wylądowałam. Jestem na
Lotnisku w Vaancie, za prawie trzy godziny mam kolejny samolot do Oulu. Stamtąd
wezmę autobus, który zawiezie mnie do celu mojej podróży- Piippoli.
Jest godzina 22.56 (czasu fińskiego) a na zewnątrz tak jasno, jakby
była najwyżej 18. Teraz muszę czekać na Katerinę, dziewczynę z Czech, która
także bierze udział w wolontariacie. Nie
mogę się z nią skontaktować. Albo jest
jeszcze w samolocie albo mój telefon nie działa i czeka mnie samotnie spędzona
noc na lotnisku w Oulu. Korzystając z tego, że mam jeszcze kilka godzin do
odlotu, wyszłam przed lotnisko. Tam chciałam zrobić zdjęcie pierwszego Fina, z
którym rozmawiałam ale nie był tym faktem szczególnie zachwycony...
29.06.2012 r.
Już w Oulu. Na lotnisku nie było dosłownie żywej duszy. Razem z
Kateriną spałyśmy na kanapach przy wyjściu. To znaczy, ja spałam. Ona wolała
robić mi zdjęcia. O 6 rano dotarłyśmy do centrum miasta w nadziei na
znalezienie otwartej kawiarni. Okazało się, że żadna kawiarnia nie jest
otwierana przed 7.30, więc przez ponad godzinę siedziałyśmy na ławce i
dosłownie zamarzałyśmy. Nigdy nie zapomnę smaku maiotkahvia ilman sokeria
pitej w fińskiej kawiarence, po nocy spędzonej na lotnisku bez jedzenia
i wody...
Już w Piippola!
Na przystanku przywitały nas Heidi i Johanna. Heidi jest kimś w
rodzaju naszej szefowej. Jesteśmy zakwaterowane w szkolnym akademiku, w
dwuosobowych pokojach. Każdy ma tutaj swoją własną kuchnię, jest tutaj także
kuchnia wspólna, pokój spotkań (hanging
out room, jak to określiła Heidi), w którym jest bilard, wielki telewizor z
karaoke i najbardziej fiński punkt programu- sauna!
30.07.2012
Dziś był dzień zapoznawczy,
czyli wycieczka na folkowy festiwal dla dzieci.
Wieczorem byliśmy w tradycyjnej
fińskiej saunie, później czekał nas poczęstunek przygotowany przez Ansku oraz
domowej roboty fińskie nalewki!
1.07.2012
Dziś- Kesateatteri (letni
teatr) i sztuka "Rikos ja Rakkaus". Rano największe śniadanie na
świecie i znowu maitokahvia ilman sokeria.
Mario (wolontariusz z Angoli, na co dzień mieszka w Helsinkach) zaoferował się,
że zrobi obiad. Przez dwadzieścia minut próbowaliśmy wyciągnąć z niego, co
zamierza upichcić, on się jednak tylko śmiał. Podejrzane...
2.07.2012, w kuchni
Siedzimy z Olyą i Kateriną przy fińskiej herbatce, jemy czekoladę i
rozmawiamy. Ja mówię po polsku, Katerina po
czesku, Olya zaś po ukraińsku i doskonale się rozumiemy. Katy
powiedziała, że polski język brzmi jak szum zamiatanych liści, bez przerwy tylko “sz”, “cz” ,“ż”,”ź”.
Teraz dziewczyny próbują przeczytać to, co do tej pory napisałam.
Twierdzą, że to jest już zupełnie niezrozumiałe ale to jest raczej spowodowane
moimi brakami w kaligrafii...
3.07.2012
Jest 35 minut po północy. Właśnie wróciłam ze spaceru z Saarą, która z
jakiegoś powodu chce wyjechać z Finlandii. Nie potrafię tego zrozumieć, gdybym
mogła, nigdy bym stąd nie wracała.
Później...
Dzisiejszy dzień spędziłam na
robieniu papierowych zwierzątek i sprzątaniu szkoły, czyli na przygotowywaniu
festiwalu. No cóż, w końcu po to tutaj przyjechałam. Później poszliśmy grać w
billard z Aleksem, który chyba nie bardzo rozumie, co do niego mówimy. Za to
gra bardzo dobrze, mimo że twierdzi, że nigdy wcześniej nie widział stołu
bilardowego na żywo.
Aleks jest Rosjaninem z krwi i kości. Dorwał się do rosyjskiego
karaoke i chyba obrał sobie za cel wyśpiewanie nam wszystkich rosyjskich
piosenek. Jak do tej pory, wszelkie próby odebrania mu mikrofonu zakończyły się
klęską, ale Mario i Heidi wciąż walczą.
4.07.2012
Znów nie zauważyłam, że jest
środek nocy. Tak długo, jak nie spojrzę na zegarek i nie pójdę do łóżka, nie
czuję żadnego zmęczenia.
Dzisiaj zrobiłyśmy z Saarą kolorową świnię z papieru. Później upiekłam
swoje pierwsze fińskie riisiipirakka.
Jest to rodzaj pierożków nadziewanych ryżem. Oczywiście, w międzyczasie wypiłam
milion maitokahvia ilman sokeria!
8.07.2012
Przez kilka ostatnich dni zaniedbała pisanie
dziennika, ale to nie moja wina. Tyle się działo, że szkoda mi było zamykać się
w pokoju, żeby naskrobać kilka zdań.
W czwartek był dalszy ciąg przygotowań do
festiwalu, rozkładaliśmy wielki namiot koncertowy i przyklejaliśmy kolorowe
motylki do szyb.
W piątek, po dniu pełnym pracy, odbył się
pierwszy koncert. Najpierw wystąpił lokalny chór, a potem... Podeszła do mnie
Petra i powiedziała, że teraz moja kolej. Moja kolej na co?, pomyślałam. Chwilę
potem wylądowałam na scenie z gitarą w ręku, ustawiono przede mną mikrofon i
kazano śpiewać. Podczas występu trzęsły mi się nogi, cud, że nie spadłam z
krzesła...
9.07.2012
"Piippolan vaarin
Lastenfestivali". Milion dzieci, dużo zwierząt i siana. Większość czasu spędziłam
w kuchni z Makedą podgrzewając zupę i zmywając naczynia. Alex w końcu wziął
prysznic, do którego praktycznie siłą go zaciągnęliśmy.
Później
byłam w saunie w najpiękniejszym domu na świecie. Po raz pierwszy weszłam do
lodowatej i rwącej rzeki, co czyni ze mnie prawdziwą Finkę.
Wieczorem Olya wyciągnęła z torby koniak
ukraiński. Usiedliśmy przy stole w kuchni i każdy wygłosił krótką mowę z której
jasno wynikało, że nie możemy już bez siebie żyć.
10.07.2012
Znowu jestem na lotnisku... Droga
powrotna jest zdecydowanie mniej radosna ale spodziewałam się tego, że będę
chciała zostać w Piippolii na zawsze.
Wczoraj organizatorzy festiwalu pożegnali
nas fińskimi naleśnikami, było pełno zdjęć i uścisków. Nie obyło się też bez
zapewnień, że jeszcze wrócimy do Finlandii.
Ja wrócę na
pewno!
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz