Relacja uczestniczki workcampu we Włoszech nagrodzona w konkursie na wspomnienie z workcampu w listopadzie 2012
Cześć,
moje doświadczenia
workcampowe nie są wielkie. Raptem trzy razy byłam na projektach
krótkoterminowych, z czego na ostatnim dwa lata temu. Miałam możliwość
odświeżenia wiedzy historycznej na terenie muzeum Lublin-Majdanek, poczuć chłód
i nietypowość Estonii oraz zasmakować nieziemskich pyszności w Mercogliano we
Włoszech. Każdy
z projektów był jedyny w swoim rodzaju, nietypowy
i niepowtarzalny. Jednak chciałabym opisać ostatni
z nich. Samotna wyprawa samolotem. Turbulencje. Gwar na lotnisku. Słoneczna
Italia. Mercogliano.
Czy czegoś więcej było potrzeba? Słońce, wysoka temperatura, ludzie z
najróżniejszych zakątków świata, pyszne włoskie jedzenie i festiwal
artystyczny. To wszystko odbywało się
w maleńkiej wsi położonej pod Neapolem. Projekt ten niesamowicie utkwił mi w
pamięci. Mam z niego bardzo dobre wspomnienia. Zadaniem wolontariuszy było
dbanie o historyczny teren Capocastello, przygotowanie i pomoc w organizacji
scen oraz innych instalacji artystycznych, które były potrzebne w czasie festiwalu
Castellarte. W ciągu dnia pracowaliśmy na dworze. Myliśmy, czyściliśmy,
pucowaliśmy, malowaliśmy i zbijaliśmy, by wszystko było gotowe na festiwal.
Praca przebiegała w miłej, luźniej atmosferze. Trzy dni festiwalu można opisać
słowami: harmider, muzyka, tłum, koncerty, akrobacje, występy, małe straganiki
z wyrobami hand-made i włoskie jedzenie.
Nigdy nie zapomnę tego miejsca. To właśnie tam przekonałam się co znaczy południowa, włoska gościnność, miałam możliwość sprawdzenia się jako kucharz dla większej grupy osób, byłam majstrem-technikiem, ochotnikiem z zapałem do pracy ale przede wszystkim podróżnikiem. Wyjazd ten wiele mi uświadomił. Między innymi to co dają podróże. Poznanie nowego miejsca, ludzi, kuchni, zabytków, kultury. Na co dzień mieszkaliśmy w szkole skautów. Szkoła podzielona była na dwa duże pomieszczenia w zależności od wystroju i malowideł na ścianach: „zamek” i „dżungla”. Kierując się zasadą „do wyboru, do koloru” każdy mógł wybrać dogodniejsze pomieszczenie dla siebie. Poza pracą i możliwością uczestniczenia w festiwalu, mieliśmy okazję poznać okoliczne wioski, festyny i zabawy włoskie, posłuchać informacji o mafii grasującej na południu, zwiedzić sanktuarium Montevergine, jechać camionem (na pace) czując wiatr we włosach, brać udział w prawdziwej włoskiej imprezie urodzinowej, odwiedzić „urząd gminy”, teatr, uczestniczyć w wieczorze organizowanym przez skautów oraz skosztować prawdziwej neapolitańskiej pizzy.
Każdy z workcampów był
udany, z każdym mam dużo wspomnień. Jedno co mogę napisać to, że nigdy nie
żałowałam decyzji o wyjeździe na projekt, a także to, że moja przygoda
z wolontariatem się nie zakończyła,
ponieważ aktualnie jestem na projekcie długoterminowym.
Krótko i
uczciwie: Polecam wszystkim!
Katarzyna
Grobelna
Gratuluję wygranej! To był naprawdę wspaniały worcamp!
OdpowiedzUsuńKarolina Siwczyk ;)) (rudawa i wciąż śpiąca współobozowiczka)